Banki zaangażowane w kredyty frankowe mają sporo na sumieniu. Po latach sporów i batalii prawnych jako źródła roszczeń konsumentów wskazać można ogólnie naruszenia dotyczące ustalania kursów walutowych oraz związane z ryzykiem walutowym. A jeśli chodzi o więcej szczegółów:
1) Spread walutowy.
Spread walutowy to różnica w kursie nabycia i zbycia waluty. Jest to wynagrodzenie wymieniającego walutę. W przypadku kredytów frankowych różnica ta była rozdmuchana do niebotycznych rozmiarów. Banki, zarówno przy wypłacie jak i spłacie kredytu, korzystały ze swoich tabel. Kursy w nich znacznie odbiegały od rynkowych. Kredytobiorca, biorąc kredyt,najpierw musiał po niekorzystnym kursie zakupić albo sprzedać walutę (w zależności od rodzaju kredytu). Następnie w ogóle nie mógł spłacać kredytu w walucie albo słono musiał za taki przywilej płacić. Problem był tak poważny, że w 2011 r. w ustawie „antyspreadowej” umożliwiono spłatę kredytów bezpośrednio w walucie, bez opłat, prowizji i aneksów do umów. Rozwiązało to część problemu spreadów. Druga jego część rozwiązała się sama. Od 2012 r., zgodnie z rekomendacją KNF, kredyty frankowe nie były już udzielane osobom zarabiającym złotówkach.
Co istotne spread powinien stanowić wynagrodzenie za wykonaną usługę. W przypadku kredytów frankowych do wymiany walut jednak nie dochodziło. Bank zarabiał więc na usłudze, której w ogóle nie świadczył.
2) Samodzielne ustalanie kursów przez Banki.
Ale nie tylko spread stanowi problem przy kredytach frankowych. Banki w umowach wskazywały, że kurs CHF dla potrzeb wypłaty i spłaty kredytu pochodzi z ich tabel. Kursy w nich nie są jednak powiązane z cenami rynkowymi, kursami NBP albo innymi obiektywnymi miernikami. W konsekwencji Bank był uprawniony do kształtowania wysokości zobowiązań Konsumenta w zależności od własnego widzimisię. Przykładowo mimo, że kurs PLN/CHF w danym dniu wynosił 3,50 PLN, to Bank dla kredytów frankowych mógł ustalić go na poziomie 5,00 PLN albo nawet 15,00 PLN. Umowa mu tego nie zabraniała. Nikt też nie sprawował nad tym jakiejkolwiek kontroli.
3) Brak wiedzy konsumentów o rzeczywistej kwocie kredytu.
Prowadziło to do kolejnego poważnego naruszenia. Kredytobiorca nie miał wiedzy jakie jest jego zadłużenie, ani ile długu mu jeszcze do spłaty zostało. Banki, posługując się tabelami, mogły w dowolny sposób kształtować wysokość zadłużenia klientów. Nie może być tak, że wierzyciel (tu: bank) jednostronnie i w zależności tylko od swojego uznania określa wysokość świadczenia dłużnika. W orzecznictwie sądowym taką sytuację kwalifikuje się jako sprzeczną z zasadami współżycia społecznego. Czyż nie przypomina ona trochę sytuacji z „Długu”?
Na szczęście Sądy stanęły po stronie Frankowiczów. Efektem tego są wygrane w sporach sądowych.
Wszystko, o czym mówiłam dotąd, było w kontekście spraw konsumentów. Omawiana kwestia ma jednak istotne znaczenie także dla przedsiębiorców.
Zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego z dnia 28 kwietnia 2022 r. „Sprzeczne z naturą stosunku prawnego kredytu indeksowanego do waluty obcej są postanowienia, w których kredytodawca jest upoważniony do jednostronnego oznaczenia kursu waluty właściwej do wyliczenia wysokości zobowiązania kredytobiorcy oraz ustalenia wysokości rat kredytu, jeżeli z treści stosunku prawnego nie wynikają obiektywne i weryfikowalne kryteria oznaczenia tego kursu.”. Brzmi to bardzo prawniczo ale otwiera drogę do sądów dla przedsiębiorców zaplątanych w kredyty frankowe. Upraszczając i nie wchodząc w szczegóły, sprzeczność z naturą stosunku prawnego skutkuje nieważnością postanowień obarczonych tymi wadami. Jeśli cała umowa nie może być bez nich wykonywana (np. nie można ustalić faktycznego poziomu zadłużenia Kredytobiorcy) to jest ona nieważna w całości. I nie jest istotne, czy to umowa z konsumentem, czy z przedsiębiorcą.
4) Ryzyko walutowe.
Banki sprzedając kredyty frankowe szeroko przedstawiały ich korzyści. Było to niższe oprocentowanie i wyższa zdolność kredytowa. Ich przedstawicie zapominali jednak wspomnieć o ryzyku walutowym lub je marginalizowali. Wszystko, aby starający się o kredyt dokonał jedynego słusznego wyboru. Kredytobiorcy nawet jeśli byli informowani o ryzyku wzrostu kursu CHF, to nie dostawali obiektywnej informacji. Zastrzegano, że CHF to stabilna waluta, której kurs może podlegać najwyżej niewielkim wahaniom. Nikt nie ostrzegał konsumentów, że na przestrzeni wielu lat, a taki był horyzont czasowy kredytów frankowych, kurs CHF może wzrosnąć o sto, dwieście, czy pięćset procent. Nikt im też nie wyjaśnił, że po zawarciu umowy kredytu ryzyko walutowe będzie tylko po ich stronie. Banki mogą się zabezpieczyć przed ryzkiem walutowym. Frankowiczom jednak narzędzi do ochrony przed ryzykiem walutowym nie dawały.